książka dla ciekawych świata
Kim jest Beata Pawlikowska, wie chyba każdy – podróżniczka, pisarka, miłośniczka języków obcych i ilustratorka książek. Jednych zachwyca, innych denerwuje, ale mało kogo pozostawia obojętnym.
I to dotyczy też jej cyklu opowieści z podróży „Blondynka…”.
Tym razem Blondynka
zabiera nas w podróż do Gwatemali, jednego z najniebezpieczniej- szych krajów
świata. Omijając najpopu- -larniejsze
szlaki turystyczne dociera do zakątków, gdzie stare
indiańskie tradycje to zwykła codzienność, a nie specjalne przedstawienie dla
turystów.
Książka jest bardzo osobista, pełna sugestywnych opisów, dzięki którym można poczuć zapach świeżej tortilli przygotowywanej o świcie na targowisku w Chichicastenango i zamarzyć
o gwatemalskim przysmaku chapulin czyli pieczonych, chrupiących świerszczach.
Mi ten sposób
narracji pełen odczuć autorki odpowiada, ale niektórych może pewnie drażnić.
Pawlikowska
ma lekkie pióro, pisze z pasją i dowcipnie. Chociaż muszę przyznać, że miejscami
ten humor jest może nieco zbyt wymuszony. Całość jednak jest spójna, a hiszpańskie wstawki dodają książce smaczku.
Wspólnie z Blondynką tropimy tajemnice Majów, odkrywamy prawdę na temat Atlantydy, Kryształowych
Czaszek, obchodzimy gwatemalską Wielkanoc, poznajemy tytułowego jaguara
i odbywamy szaloną podróż miejscowym autobusem do stolicy kraju. Całość uzupełniają niesamowite zdjęcia wykonane przez samą autorkę, a fakt że na niektórych pojawia się we własnej osobie jest miłą niespodzianką. Moim ulubionym jest zdjęcie piskląt w kolorach tęczy - nazwanych przez podróżniczkę „dziećmi kosmicznej kury”. Chociaż przyznam, że gdy dowiedziałam się w jaki sposób zyskują te barwy to mój zachwyt zmienił się we współczucie. Ale czemu, to już musicie przeczytać sami.
i odbywamy szaloną podróż miejscowym autobusem do stolicy kraju. Całość uzupełniają niesamowite zdjęcia wykonane przez samą autorkę, a fakt że na niektórych pojawia się we własnej osobie jest miłą niespodzianką. Moim ulubionym jest zdjęcie piskląt w kolorach tęczy - nazwanych przez podróżniczkę „dziećmi kosmicznej kury”. Chociaż przyznam, że gdy dowiedziałam się w jaki sposób zyskują te barwy to mój zachwyt zmienił się we współczucie. Ale czemu, to już musicie przeczytać sami.
Dzięki tej książce mamy okazję odbyć podróż, na którą większość z nas pewnie nigdy się nie odważy i chociaż niektóre z opisanych przygód są pewnie zmyślone, to absolutnie nie przeszkadza to w czerpaniu przyjemności z czytania.
Recenzja bierze udział w konkursie „Czytanie: 802% normy” http://www.koobe.pl/121,a,konkurs-dla-blogerow.htm
Oby książka była tak dobra jak jej recenzja. Pawlikowska może czuć się zagrożona!!!!
OdpowiedzUsuńczemu kurczaki były kolorowe? interesujące! :)
OdpowiedzUsuńchętnie wybiorę się w tą książkową podróż w czasie naszej ponurej, polskiej zimy!
OdpowiedzUsuń