14 sierpnia 2014

Milion

razy zaczynałam coś pisać i za każdym razem to kasowałam. I wcale nie dlatego, że nie miałam o czym pisać. Przeciwnie. Ale autocenzura działa. Może fakt, że znajomi z realnego życia znają to miejsce jednak mnie trochę blokuje? Ale sama podałam im ten adres, więc o co mi chodzi?

17 lipca 2014

Myślałam,

że wszystko zmierza w dobrym kierunku, że będzie lepiej, że się udało. I pewnie dlatego jestem potrójna rozczarowana. Bo nie jest dobrze,bo się nie udało.
Dwie operacje, dużo bólu, strachu. Jak mantrę powtarzam, że było warto, bo teraz tylko boli, a nie cholernie boli.
Tylko w głowie ciągle ta sama myśl: Czemu ja? Czemu?

11 maja 2014

Panu

z siatką, który wczoraj wbiegł na już od dobrej chwili świecącym się czerwonym świetle prosto pod moje koła przyprawiając mnie o chwilę bezdechu, serdecznie dziękuję za tak barwne urozmaicenie mi soboty. A on niech będzie wdzięczny mi, że mam taki dobry refleks i zatrzymałam się 15 cm przed nim.

30 kwietnia 2014

...

''Z rąk wypadały mi filiżanki i zbierając ich skorupy, czułem się tak, jakbym trzymał w rękach moje rozbite życie.''
-Ken Steele

09 kwietnia 2014

Czy

można się kimś nacieszyć na przyszłość? Tak żeby starczyło na pięć, dziesięć, dwadzieścia lat.

Gdy byłam mała wydawało mi się, że  rodzice są nieśmiertelni, że będą zawsze. Później "zawsze" zamieniłam na "bardzo długo". Pewnej jesieni "bardzo długo" mojego taty skurczyło się do "kilku lat". A w piątek okazało się, że nie ma nawet tych kilku lat. I nie potrafię przestać o tym myśleć. I nie chcę słyszeć, że mam się cieszyć czasem, który nam został.  Tylko ktoś, kto sam nie był w takiej sytuacji może myśleć, że to zdanie pomaga w czymkolwiek. Ja chcę za dwadzieścia lat upiec tacie tort na 80 urodziny. Chcę, żeby na emeryturze chodził karmić wiewiórki i żeby nauczył się gotować jak Jamie Oliver, bo  ciągle o tym mówi. Chcę, żeby miał więcej czasu. Chcę, żeby mnie pouczał jak parkować i marudził, że źle mu wyprasowałam koszulę. Nie chcę patrzeć jak płacze i nie umieć go pocieszyć.


10 marca 2014

Gdy

byłam mała większość weekendów i sporą część wakacji spędzałam u babci i dziadka. Nie mogłam się doczekać, kiedy rodzice mnie do nich zawiozą. Na środku dużego pokoju stał wielki stół a dookoła niego sześć krzeseł. Dziadek budował z nich dla mnie pociąg albo narzucał na nie koc i wyczarowywał wspaniałą komnatę. U siebie rzadko wychodziłam na pole pobawić się z dziećmi. Głównie dlatego, że zwykle udawało się im namówić mnie, żebym "wyniosła" (właśnie uświadomiłam sobie, jak to słowo śmiesznie brzmi) wózek, lalki, hulajnogę/rower, chińczyka, skakankę i jakąś inną zabawkę, a gdy się już znudziły zabawą to mówiły, że muszą iść do domu i mnie z tym wszystkim zostawiały. A ja zamiast krzyczeć, że są świnie i że mają mi pomóc zanieść te rzeczy do domu to zaczynałam płakać, a potem szlochając wołać "ma-mooo, maaa-mooo". U babci było inaczej. Blok na najstarszym osiedlu w Nowej Hucie, dużo zieleni, mieszkanie na parterze i najważniejsze: nie tylko ja przyjeżdżałam do babci na weekendy, no i były jeszcze dzieci mieszkające tam na stałe. Bawiliśmy się w podchody, berka, skakaliśmy w gumę, graliśmy we flirt i śpiewaliśmy do zdarcia gardeł huśtając się na konikach. W upalne dni chodziliśmy na lody Bambino i oblewaliśmy się wodą ze studni. Nie mogłam doczekać się tych spotkań. Kłóciliśmy się i godzili i uwielbiałam to. Pewnego lata R. powiedział mi na ucho, że jestem fajna, a ja pomyślałam, że sobie żartuje ze mnie i zrzuciłam go z ławki, na której siedzieliśmy. Później dał mi truskawkowego lizaka i zapytał, czy zagramy w paletki. Miał ciemne włosy, brązowe oczy, chodził po drzewach, miał poprawkę z geografii i umiał jeździć na deskorolce. Jednym słowem... ideał. A do tego powiedział, że jestem fajna. Ja jemu też powiedziałam, że jest fajny a tydzień później skończyły się wakacje i pojechaliśmy do domów. Przez kilka tygodni pisałam w pamiętniku A+R=NM czyli nieskończona miłość, ale gdy nadeszła zima, stwierdziłam, że to chyba nie jest miłość, a przynajmniej nie taka jak z Ani z Zielonego Wzgórza, a to był właściwie mój jedyny wzór. Po śmierci swojej babci R. zamieszkał w jej mieszkaniu. Czasami go widuję, kiedyś nawet zmienił mi oponę w aucie. Waży 100kg i ma małą łysinkę, ale oczy błyszczą mu tak jak tamtego lata. Reszty dzieciaków nie widziałam od lat. Ale gdy zamykam oczy, widzę jak piszcząc gonimy się na trawniku pod blokiem, a moja babcia rzuca nam cukierki przez okno.