31 grudnia 2013

Ten

 koniec roku mnie przerósł. Mam ochotę schować się pod kołdrą i obudzić się za tydzień.
Zapalenie krtani nie pogłębia się, ale też nie przechodzi. Termin zabiegu wyznaczony na sobotę, w szpitalu mam być w piątek. Wirus w tej sytuacji jest zupełnie zbędny... tylko jak go przepędzić? Presja czasu nie działa korzystnie. Sama konieczność tej reoperacji mnie przeraża, trzecia zmiana terminu mnie załamie...

26 grudnia 2013

Przyznaję,

że nie pamiętałam w tym roku o wszystkich. Myśli wciąż uciekają do słupa wprowadzając tym samym moją koncentrację w duży popłoch. Ale może czasami można pamiętać tylko o tych Najbliższych sercu.
Za to zupełnie nie rozumiem idei wysyłanie do wszystkich osób z listy kontaktowej tej samej bezosobowej wiadomości z wierszykiem o choince i karpiu. Jeśli już ktoś chce mi czegoś pożyczyć niech będzie to jedno proste zdanie, ale od siebie. Niech to będzie krótki telefon, kartka pocztowa czy elektroniczna nawet, ale niech to będzie coś osobistego. Nie chcę być jednym z wielu adresatów, którym w ostatniej chwili wysyła się rymowankę o sianku. A skąd wiem, że tak jest? Najprościej rozpoznać to po podpisie, taki oficjalny, żeby pasował i do cioci i do szefa.
Ja wiem, że życie pędzi, że czasu brak, że obowiązki, że dzieci, że praca, że... Ja wiem, ale czy właśnie święta nie są tą okazją, żeby się na chwilę zatrzymać?


16 grudnia 2013

Na

gwiazdkę można dostać albo psa albo książkę albo ulubioną czekoladę. Ja dostałam skierowanie na operację słupa, tego samego, który w lipcu już się przecież operował. Zachłanny na te operacje strasznie....

13 grudnia 2013

Podarowałam

sama sobie na mikołaja Znamy się tylko z widzenia i nie mogę się od niektórych obrazków oderwać.

Ten wwiercił mi się w mózg, bo to ja, cała ja.
 I tylko zmienić coś, się tak trudno.

11 grudnia 2013

Albo

nie mogę spać przewracając się z boku na bok licząc za ile godzin będę musiała wstać albo nie jestem w stanie przeczytać nawet kilku stron książki, bo zasypiam w połowie zdania. Zasypiam w trakcie filmu, siedząc, leżąc, bez znaczenia. Popsułam się. Jak to naprawić?

08 grudnia 2013

Dzisiaj

leżąc sobie z babcią na kanapie i plotkując:

babcia: (....) ale na pewno przyjdą? skąd ty wiesz, że przyjdą?
ja: Na pewno. Dzwonili, że przyjdą. Ale sama wiesz, że oni zawsze się spóźniają.
babcia: A autem przyjadą?
ja: No jak autem? Przecież nawet prawa jazdy nie mają.
babcia: A ich córka nie ma? Nie ma auta?
ja: A jak się ta ich córka nazywa? Ta ich córka - twoja wnuczka.
babcia: Nie wiem, nie pamiętam.
ja: No pomyśl, na "a".
babcia: Już wiem, Agnieszka.
ja: Tak, Agnieszka. Widzisz, nie możesz się poddawać od razu, trzeba dać szarym komórkom popracować. A Aga sprzedała ten swój złom rok temu.
babcia: A ona to młodsza od ciebie, prawda?
ja: Oj młodsza, dużo młodsza.
babcia: To ile ma lat? 15?
ja: No teraz to troszkę przesadziłaś. Jest 9 lat ode mnie młodsza. Wiesz, ile ja mam lat?
babcia: No pewnie, że wiem. 20! Nie, 22!
ja: Hoho, już dawno nie!
babcia: To ile?
ja: 34...
babcia: Ty masz 34 lata??? To dobrze się trzymasz.
ja: O, dziękuję ci! Jesteś kochana!:)

Demencja to straszny potwór, który odbiera wspomnienia, miesza w głowie i prowadzi na manowce...




Imprezki

rodzinne z roku na rok są coraz bardziej przytłaczające. Jak byłam mała, uwielbiałam je - najbliższa rodzina, wesołe rozmowy, niekończące się opowieści. Teraz... hm... bywa różnie... I właściwie nie wiem, kiedy i czemu się tak od siebie oddaliliśmy, bo przecież nadal nam na sobie zależy, nadal się kochamy. Tylko porozumieć się jakoś tak ciężko.

30 listopada 2013

W

pracy na open space wcale najbardziej nie wkurza mnie tłum ludzi, który ma się cały czas wokół siebie. Można jakoś przywyknąć. Do szału doprowadza mnie temperatura w pomieszczeniu. Spędzam przy biurku 8h. Średnio przez 6h jest mi za ciepło. Moja wrażliwa na przegrzanie skóra czerwienieje, swędzi, boli mnie głowa i jestem rozdrażniona. I nie mogę zrozumieć, dlaczego zawsze ważniejsze jest to, że komuś jest zimno, a nie że mi jest za gorąco. Grzanie jest włączane bez pytania, o przewietrzenie zawsze trzeba prosić, a i tak bardzo często pada odpowiedź, że "nie można". Latem jest ciężko, ale zimą wcale nie jest łatwiej. Jestem w mniejszości, ale to nie oznacza, że mam się przez większość dnia męczyć! W końcu chcę tylko temperatury pokojowej, a nie panującej na Karaibach. Czy to jest naprawdę tak dużo??

25 listopada 2013

Od

dawna mówię głośno swoje zdanie. Nie mam problemów z powiedzeniem, że coś mi się nie podoba, że się z czymś nie zgadzam, że coś jest źle. Nie zawsze tak było. Całe lata milczałam i dusiłam wszystko w sobie. Byłam grzeczna i miła. Gdy się człowiek nie boi mówić, co myśli żyje się łatwiej. Ale od jakiegoś czasu myślę, że powinnam częściej trzymać język za zębami i siedzieć cicho, bo w końcu sobie napytam biedy..

09 listopada 2013

Niedawno

ktoś mnie zapytał, czy jestem szczęśliwa. Odpowiedziałam, że nie jestem nieszczęśliwa a to już dużo. Parę razy w życiu stan, w którym nie jest się nieszczęśliwym wydawał mi się mi się tak nieosiągalny, że doceniam go dużo bardziej niż przeciętny człowiek i dużo więcej dla mnie znaczy.
Bywam szczęśliwa. Zwłaszcza, gdy nie myślę o tym, czego nie mam, a skupiam się na tym, co mam. I tak się nawet zastanawiam, czy na pewno te wszystkie rzeczy, o których marzę na pewno dałyby mi szczęście. Szczera analiza wykazała, że jednak nie wszystkie, niektóre się po prostu przedawniły, ale większość pozostaje na liście. Nie marzę o cudach ani  rzeczach niemożliwych, a jednak z jakichś względów nie są możliwe. Może to wina losu, może przypadek zdecydował, a mój brak odwagi i wiary w siebie był tym gwoździem do trumny. Innym mówię, że póki żyjemy wszystko może się zdarzyć... Może sobie też tak powiem...

27 października 2013

Od

jakiegoś czasu mam problemy z koncentracją, tak po prostu się wyłączam, myśli uciekają, wymykają się gdzieś. Zdarza mi się w czasie ćwiczeń nagle utknąć kilka razy i myśleć o niebieskich migdałach. A potem się okazuje, że zestaw, który powinien mi zajmować 30 min... zajmuje 45 a nawet 60.
W piątek zapomniałam portfela z pracy, co zafundowało mi dodatkowa wycieczkę w godzinach szczytu. A wczoraj usunęłam przypadkiem z aparatu zdjęcia, na których mi bardzo zależało. Można oszaleć:/

05 października 2013

Gdy

na spotkaniu z TL, na którym jest się chwalonym, wybucha się płaczem to chyba nie świadczy o zbyt dużej równowadze emocjonalnej, prawda? I żeby się chociaż COŚ  nowego-strasznego wydarzyło w moim życiu to może dałoby się to jakoś wytłumaczyć. Ale nie, nic, niente, nichts, po prostu nothing. Pozostaje mi chyba tylko jedno wyjście: po prostu to przeczekać. Mówią, że wszystko mija, nawet najdłuższa żmija.

Czasami

jest po prostu ***jowo.

21 września 2013

Mam

takie wspomnienie. Śpię na tylnym siedzeniu malucha, jest jeszcze ciemno. Gdy wysiadamy dostaję do jednej ręki bułkę a do drugiej kubek z gorącą herbatą. Rozglądam się i widzę wszędzie dookoła las. Bułka smakuje jak rzadko kiedy, w końcu jestem niejadkiem;) Gdy robi się jasno Dziadek mówi "Aśku, ty chodź ze mną, pokażę Ci moje miejsce". I idziemy a ja dumnie niosę swój malutki koszyk i zaspanym jeszcze spojrzeniem wypatruję grzybów.
Mogłoby się wydawać, że tak wcześnie zarażona pasją zbierania grzybów w dorosłym życiu będę niecierpliwie czekać na każdy wyjazd.... No jednak nie:) Odkąd mogłam decydować, decydowałam, że nie jadę;) I chociaż bardzo lubię marynowane podgrzybki to zbieranie ich to zupełnie nie moja bajka. Ale wspomnienia są fajne, lubię do nich wracać...

Sprzątając

odnalazłam kilka płyt z muzyką niezwykle intrygująco zatytułowanych. Wczoraj przesłuchałam FRENCH POP;) Dzisiaj testuję GERMAN SONGS;) No więc wyję z Christina Stümer
Weißt du wohin wir gehen? I jeszcze bardziej wczuwam się, gdy Ben w tej uroczej czapeczce nuci
Selbst Engel weinen-Engel leiden
Engel fühln sich mal alleine
Sie verzweifeln wie jeder andere
Fallen tief und haben Feinde

Tak, wiem, sięgam dna;)  A jeszcze widzę, że jest płyta "Jakieś tam mp3". To dopiero może być ciekawe;) Skąd ja mam takie płyty?;)
P.S. Słup dostał małego procha i siedzi cicho. Nie pozwolę mu zepsuć takiej ładnej soboty.

20 września 2013

Nadal

boli. Olałam ćwiczenia dzisiaj. Spróbuję jutro. Może w sobotę słup będzie w lepszym nastroju.
Staram się ze wszystkich sił nie-nienawidzieć go. Tłumaczę sobie, że pożytku z tej nienawiści nie będzie żadnego, bo słup i tak zrobi, co zechce a ja się zaryczę i oczy mi spuchną i tyle. Wciąż mam jednak nadzieję, że to tylko taki mały wygłup z jego strony i jak sobie pohula to potem będzie już spokój. I tylko strasznie mnie denerwują teksty w stylu "na pewno nic złego się nie dzieje, przecież do zeszłego tygodnia cię nie bolało, sama mówiłaś". Zgrzytam zębami. Trzeba być chorym, trzeba mieć blizny, trzeba być obolałym, żeby zrozumieć, że to że mnie nie bolało dziesięć dni temu teraz nie ma już żadnego znaczenia! Wierzę, że to troska i dlatego staram się nie wybuchać i nie kąsać. A może powinnam się po prostu uśmiechać i mówić "czuję się świetnie, dziękuję"?
Byle do poniedziałku i spotkania z dr S.

Norah Jones

 w mojej głowie:  Come away...

Come away with me in the night
Come away with me
And I will write you a song

Come away with me on a bus
Come away where they cant tempt us
With their lies

I want to walk with you
On a cloudy day
In fields where the yellow grass grows
knee-high
So wont you try to come

Come away with me and we'll kiss
On a mountaintop
Come away with me
And i'll never stop loving you

And I want to wake up with the rain
Falling on a tin roof
While I'm safe there in your arms
So all I ask is for you
To come away with me in the night
Come away with me

18 września 2013

Za

tydzień wracam do pracy. Myślałam, że się będę bardziej cieszyć. A prawda jest taka, że nie miałabym nic przeciwko siedzeniu 6 miesięcy na zwolnieniu i oszczędzaniu słupa. Nie nudzę się. Dlatego nie rozumiem mojego ojca, który narzeka na siedzenie w domu i regularnie co parę tygodni pyta "co ze mną dalej będzie? mam tak siedzieć w domu? wracam do pracy". Czasami już nie wytrzymuję i krzyczę "jak tak bardzo chcesz umrzeć to wróć sobie do tej pracy". Rok temu wystarczało mu, że przeżył. Teraz to już za mało. Teraz chce rzeczy niemożliwych i już nie mam siły powtarzać, ze może robić tyle innych rzeczy. Już nie mam pomysłów. Już nie wiem. Mam ochotę powiedzieć "daj mi spokój" i wrednie się z tym czuję.

17 września 2013

Zaczęło

mnie kłuć w czwartek. W piątek kłucie zamieniło się w ból. W sobotę ból się nasilił zmuszając mnie do szukania prochów. Niedziela była z tramalem, wieczorem mnie usztywniło, zaczęłam się poruszać jak robot i to taki z lat 80tych. Słup zaczął żyć własnym życiem. Strach i jeszcze więcej strachu i różne wizje rodzące się w mojej głowie, co się mogło stać. Bo przecież było tak dobrze. Telefon do lekarza i nakaz przerwania ćwiczeń na trzy dni, odpoczynku i odstresowania. Sugestia, że to tylko przeciążenie wywołane intensywnymi ćwiczeniami. Moje niedowierzanie i czekanie na poprawę. Po dwóch dniach obijania się jest lepiej. Nie mogę się już doczekać kontrolnego rezonansu. Jeszcze dwa miesiące... Ale uświadomiłam sobie, że już zawsze przy większym bólu będę wpadać w panikę, może więc powinnam zakupić zapas melisy??

16 września 2013

Idąc

z duchem czasu stałam się posiadaczką telefonu dotykowego. Po tygodniu oswajania się z nim umiem napisać smsa i nawet go wysłać, zrobić zdjęcie i zadzwonić:) Nie umiem odnaleźć audiobooka, którego sama wgrałam. No zaginął! Przypadkiem zadzwoniłam do Agu w środku nocy. Na szczęście Agu jak przystało na prawdziwą przyjaciółkę przyjęła to z uśmiechem mówiąc: "liczą się tylko ci przyjaciele, do których możesz zadzwonić o 3 nad ranem":) I jeszcze gubię piosenki. Chyba upłynie wiele wody w rzece nim  będziemy rozumieć się bez słów z moim mobile phonem:]

13 września 2013

Głęboko

w środku dosłownie mnie skręca. Irytacja, złość, bezsilność, zazdrość, zmęczenie miotają się w jednym worku. I jak jeszcze od kogoś usłyszę, że wszystko zależy ode mnie to już nie ugryzę się w język. Ostrzegam.

24 sierpnia 2013

Gdy

tylko otwieram jakąś stronę, zostaję zaatakowana przez reklamy. I nie są to byle jakie reklamy. Uśmiechnięte panie i szczerzący zęby panowie chcą mi opowiedzieć, jak oczyścić organizm ze złogów i toksyn w 30 dni albo jak schudnąć 15kg w miesiąc. Chyba bardzo im na mnie zależy, bo mimo mojego konsekwentnego ich ignorowania wciąż się pojawiają. W sumie to fajnie byłoby się pozbyć toksyn, bo pewnie jakieś tam mam. A zrzucić 15kg byłoby jeszcze fajniej. Wpadłam chyba w sidła. Na szczęście rozum zwycięża tę walkę, a serce marzące o życiu bez toksyn i tłuszczu zmusza mnie do drugiej porcji ćwiczeń przewidzianych na dzisiaj. W nagrodę dostanę mus malinowo-brzoskwiniowy, który już się chłodzi w lodówce:)

23 sierpnia 2013

Brakuje

mi pracy. Ale nie pracowania;) Pracy jako miejsca. Tęsknię za psikusami, czytaniem horoskopu, ciętą ripostą, wysokim poziomem abstrakcji, wspólnymi obiadami, spacerem po big milka. Tęsknię za przerywnikami, które sprawiają, że dzień szybciej płynie. Lubię ludzi z którymi pracuję, a podobno to rzadkość.  W czasie mojej nieobecności dużo się tam dzieje. Czy jak wrócę to się odnajdę w tej nowej rzeczywistości?

22 sierpnia 2013

Kurze rozmowy

Rys. http://zycie-na-kreske.blogspot.com

Jakoś tak dopadły mnie egzystencjalne (zwane dalej kurzymi) rozmyślania.  Nawet trochę pochlipałam. Pozawracałam głowę moimi kurzymi smutkami tym najcierpliwszym. Trochę pomogło, trochę przeszło, ale.... No właśnie, wciąż czai się gdzieś jakaś ala, która boli i gniecie i szczypie. A zbliżające się urodziny nie pomagają w przeganianiu ali.

16 sierpnia 2013

Większość

moich spacerów kończy się w McShicie i to wcale nie dlatego, że jestem taką fanką cheesburgerów z frytkami, co niektórzy insynuują:P Decydują o tym po prostu względy praktyczne - klimatyzowane pomieszczenie z miejscami siedzącymi;) Ale wczoraj się troszkę zagapiłam, skręciłam w prawo zamiast w lewo i pomyślałam, że skoro już i tak idę w tym kierunku to zajrzę do Frydzi. Trochę błądziłam, ale w końcu udało mi się znaleźć właściwą alejkę. Bezradnie rozglądałam się dookoła, bo nigdzie nie mogłam znaleźć grobu Frydzi, a przecież jako jeden z nielicznych na Cmentarzu Rakowickim jest ziemny, więc powinnam zauważyć go od razu. Gdy już zaczęłam tracić nadzieję, znalazłam. Zarośnięty, zarzucony śmieciami, potłuczonymi zniczami, z pozostałościami bożonarodzeniowej wiązanki, bez tabliczki. Ścisnęło mnie w gardle. Stałam tam i nie mogłam zrozumieć, bo przecież Frydzia miała rodzinę. Bo wiem, że jej wnuczka zaraz po pogrzebie wynajęła jej dom 2 sklepom. Przywiesili szyldy, pomalowali ściany. I ten bezimienny grób. Tak jakby nigdy nie istniała. A przecież minęły dopiero dwa lata.
Gdy zamykam oczy widzę jej jasno niebieskie oczy i ciepły uśmiech. Brała życie jakim było, nie narzekała, nie marudziła. Smutnymi zdarzeniami się martwiła, a wesołymi cieszyła. Tak po prostu, bez zastanowienia. A ja bardzo chciałam się tego od niej nauczyć...

14 sierpnia 2013

Właściwie

nie boli już. No przeważnie. Ale nawet jak boli to tylko trochę. Niepokój powoli rozpływa się we mgle. Rehabilitacja męczy, czasami irytuje. Nie zawsze się chce, często bardzo się nie chce. Bo ile razy można w ciągu dnia machać nogami? Według lekarza cztery razy po pół godziny. Zagryzam więc zęby i macham. Najbardziej z zaleceń rehabilitacyjnych lubię spacery. Bardzo mi tego brakowało. Człapię sama i w towarzystwie, dużo rozmyślam. Dużo myślę o tym, czego nie mam. Właściwie to samo się myśli.. Ale potem potrząsam głową i myślę o tym, co mam. I idę przed siebie.

31 lipca 2013

Miałam

małą nadzieję, że w przyszłym tygodniu będę mogła zasiąść za kierownicą. Według instrukcji, którą dostałam w szpitalu można to zrobić po czterech tygodniach od zabiegu. Ale dzisiaj już wiem, że nie dam rady. Nadal ciężko jest mi być pasażerem, drżę na każdej najmniejszej dziurze, wzdrygam się na progach..
Jestem trochę rozczarowana. Ale muszę włączyć logiczne myślenie. To dopiero cztery tygodnie. 26 dni temu włożono mi dwa obce ciała w kręgosłup, jeszcze się rany pooperacyjne nie zagoiły. Mam czas. Poczekam.

25 lipca 2013

18

 dni po operacji jestem w stanie przejść 2.8km. Stąpam ostrożnie, idę powoli, potrzebuję w połowie dłuższego odpoczynku, ale daję radę. Wydaje mi się to takie nierealne, bo przecież jeszcze rany się nie zagoiły, jeszcze opatrunek jest, a ja mogę chodzić. Potem długo odpoczywam, ale to jest ten bardzo przyjemny rodzaj zmęczenia. Czekam więc codziennie cierpliwie aż ktoś mnie na spacerek jak pieska wyprowadzi;)

24 lipca 2013

2:09

Środek nocy. Nie śpię. Znowu.
Nienawidzę bezsenności. Przypomina mi czasy, do których już nigdy nie chciałabym wrócić. Ta może i jest inna, ale efekt ten sam - nie śpię.  Przewracam się z boku na bok, ale sen nie przychodzi. Słucham relaksującej muzyki. Czytam. Zamykam oczy, uspokajam oddech. Zamiast snu rozpoczyna się gonitwa myśli. Próbuję je przepędzić, ale są silniejsze ode mnie, bardziej przebiegłe; skaczą z tematu na temat: praca, operacja, ból, blizny, spacer, książka, samotność, lody, dziecko, szkoła, budzik, basen operacja, włosy, słońce...
Mijają godziny a ja wciąż nie śpię. Rośnie irytacja, złość, żal. Bo tym razem się poddaję.
Tabletka jest malutka, różowa, nawet nie jest nasenna, nie uzależnia. Daje wyciszenie, spokój. Da mi sen.

21 lipca 2013

Dziesięć

lat temu zaczęłam pisać bloga. Pamiętam wysłanego smsa za całe 10zł i ten dreszczyk emocji. Chwilę później przyszło potwierdzenie i..... miałam bloga. Polubiłam to miejsce, czułam się tam dobrze, bezpiecznie. Wyprowadziłam się z żalem. Od jakiegoś czasu zaglądam tam i czytam wpis po wpisie. Czasem się śmieję, czasem smucę. To było tak dawno, tak wielu z tych wydarzeń nie pamiętam, że chwilami mam wrażenie, że odwiedzam jakąś dawną przyjaciółkę a nie samą siebie. Ale tu czy tam to wciąż ja.

20 lipca 2013

Przez

wiele lat cisza mnie przerażała. Teraz się z nią zaprzyjaźniłam. Już nie musi na okrągło grać radio, lecieć płyta, chodzić telewizor w tle. Lubię siedzieć w ciszy, nie boję się jej. Nie boję się myśli, które pojawiają się, gdy zamykam oczy, bo nie boję się zostać sam na sam ze sobą. Może to oznacza, że wreszcie choć trochę polubiłam siebie?

Od

kilku dni otwieram osobiście moim gościom drzwi. Lubię patrzeć na ich zaskoczone miny;) Większość spodziewa się, że zastanie mnie pojękującą w łóżku. A ja chodzę, tylko po mieszkaniu, ale chodzę. Uśmiecham się, żartuję, spragniona chłonę opowieści ze świata. Tym najbliższym mówię o pojawiającym się bólu, o strachu, o zniecierpliwieniu, o tęsknocie, o marzeniach...

17 lipca 2013

Nie

jestem typem samotnika. Lubię ludzi, lubię słuchać, opowiadać, pytać i odpowiadać. Bałam się, że przymusowe uwięzienie w czterech ścianach w czasie rekonwalescencji skaże mnie na totalną izolację. Ale chyba jestem bardziej lubiana niż myślałam, bo codziennie ktoś mnie odwiedza:))) I jestem za to tak wdzięczna.... Nie poradziłabym sobie bez tego wsparcia, rozmów i śmiechów-chichów...
Przede mną jeszcze długa droga do odzyskania zdrowia, dużo dłuższa niż zakładałam i pewnie tysiące chwil zwątpienia. Mam nadzieję, że wytrwają przy mnie...

16 lipca 2013

Nie

widziałam jeszcze mojej blizny. Podobno jest ładna. Czy blizna może być ładna? Właściwie to mam trzy blizny, bo oprócz cienkiej linii są jeszcze dwie małe dziurki.

15 lipca 2013

Wygląda

na to, że dzięki tym łóżkowym wakacjom nadrobię wszystkie zaległości w czytaniu. No to by było osiągnięcie. Tylko czemu póki co trafiam na same smutne historie? A może jako wzorcowa neurotyczka takie właśnie podświadomie wybieram?
"Złodziejka książek" była piękna, ale potwornie smutna. "Me before you" okazała się być zupełnie inną książką niż myślałam i wcale nie jestem pewna, czy jej zakończenie było happy czy nie-happy endem. Chcąc więc dać trochę wytchnienia skołatanym nerwom zabrałam się za "Podróże życia".  Może kiedyś jakoś się uda i ja też pojadę w moją....

13 lipca 2013

Tydzień

po operacji przestaję się bać i zaczynam nieśmiało wierzyć, że naprawdę się udało.
Brakuje mi niezależności, samodzielności, intymności. Nadal 90% dnia zajmuje mi leżenie. Po całym dniu przewracania się z boku na bok mam ochotę krzyczeć i gryźć i zupełnie nie rozumiem, jak ktoś mi mówi, że mi zazdrości, że on sam to chętnie by tak poleżał. Ta. Już to widzę...
Próbuję swoje myśli wysłać w podróż w przyszłość. Bo ta operacja ma mi dać szansę na lepszą przyszłość. Hasło niemal jak z folderu. No to czekam.

03 lipca 2013

Nie

jestem święta, nie jestem aniołem, ale z reguły dogaduję się z ludźmi. Jednych lubię mniej, innych bardziej, ale pierwszy raz w życiu trafiłam na osobę, która mnie aż tak irytuję. No i klops. Jestem padalcem; złośliwym, wrednym padalcem. Żebym chociaż zdobyła się na obojętność.... Ale nie, we mnie kipią słowa, których nie mogę powstrzymać i kąsam. Może zacznę zaklejać buzię taśmą?:) Swoją buzię naturalnie;)

Przestałam

obsesyjnie bać się soboty. Chcę mieć to po prostu za sobą. Teraz wszystko w rękach neurochirurga.  Niech moc będzie z nim;)

                                                  

30 czerwca 2013

27 czerwca 2013

Mówiłam

sobie, że fakt iż ten adres znają osoby, które znam lepiej lub gorzej realnie, nie ma znaczenia, bo nie ma cenzury. Ale to nieprawda. Zaczęłam się jednak cenzurować, analizować i rozważać. Ale tak dalej być nie może, bo to zupełnie bez sensu. Tak więc wyjścia są dwa:
a. wyprowadzam się stąd
b. przestaję się kontrolować

Jeszcze się nie zdecydowałam, które rozwiązanie wybiorę. Więc póki co piszę.

07 czerwca 2013

Jeśli

ja jestem taka rozczarowana moją kuzynką to co muszą czuć jej rodzice??
Czy o takim życiu dla niej marzyli, gdy posyłali ją na lekcje francuskiego, jazdę konną i mówili, że świat stoi przed nią otworem i może zostać, kim tylko zechce? No to została. Panią z monopolowego, 25letnią rozwódką z nieobronioną, bo nienapisaną magisterką i pożyczonymi ode mnie 5zł na chleb.

Złośliwy

chichot losu. No bo jak inaczej nazwać anginę, która się rozgościła w moim gardle dwa dni przed wyjazdem w Bieszczady? Grrrrr. Gardło płonie żywym ogniem, zatoki robią zapasy. Ogólnie dupa.

02 czerwca 2013

Całe

życie mieszkam w Krakowie. Chodziłam tu do szkoły, studiowałam, znalazłam pierwszą, drugą i trzecią pracę. Kolejnej pewnie też będę tutaj szukać. I chociaż czasem zastanawiam się, jakby to było nie-mieszkać w Krakowie to te myśli nie wchodzą nawet w sferę marzeń. Nie jestem takim typem, ja zapuszczam korzenie, przywiązuję się do miejsc, zapachów, klimatów i przede wszystkim ludzi. A do tego jestem tchórzem. Dlatego z podziwem patrzę na P., który spakował plecak, walizkę i wczoraj adres krakowski zmienił na gdyński. A ponieważ to nie była pierwsza taka zmiana to coś mi mówi, że nie będzie to też ostatnia;)

Ten

tydzień obfitował w głębokie rozmowy, trudne zwierzenia, milczenie bez skrępowania i uśmiechy ulgi. Lubię być dobrą przyjaciółką. Lubię słuchać, chociaż z moją wybitną skłonnością do mówienia jest to czasem trudne. K. nazywa mnie opowiadaczem i to jest chyba trafne określenie. Słowa same płyną, historie cisną się na usta. Gdy nic nie opowiadam moje otoczenie zaczyna się niepokoić. Przeciągające się milczenie oznacza doła, im bardziej uparcie myślę tym dół jest głębszy...

20 maja 2013

Język

polski jest trudny. Te wszystkie ą, ę, ż i ó. I jeszcze tyle przypadków! To właśnie te przebiegłe przypadki są najczęstszym powodem żałosnych westchnień cudzoziemców uczących się polskiego. Nic w tym dziwnego skoro nawet rodzimym użytkownikom języka sprawiają takie trudności!
Niedawno byłam na wystawie grafik. I nie mogłam własnym uszom uwierzyć! Oprowadzająca pani raz po raz zapraszała nas do obejrzenia kolejnych grafików i wymownie wskazywała na wiszące na przeciwległej ścianie dzieła. Moje zdumienie sięgnęło zenitu, gdy z zaangażowanie zaczęła opisywać pewien malutki obrazek, na którym matka osłaniała swym ciałem syna przed drapieżnikiem i odważnie patrzyła  lwowi w oczy;)
Fascynująca wystawa, naprawdę fascynująca;)

Odkrywam

w sobie padalca. Gdy tylko na chwilę spuszczę go z oka wypełza z ukrycia i sączy jad w moje słowa. A ja zbyt rzadko gryzę się w język, oj zbyt rzadko.
I ze zdziwieniem odkryłam, że poczucie humoru to nie jest coś, co ma każdy. Są na tym świecie śmiertelnie poważni sztywniacy. Do tej pory w to nie wierzyłam. I tak sobie myślę, że życie bez poczucia humoru musi być straszne!

18 maja 2013

Popołudnie

spędziłam leżąc sobie na kocyku i patrząc w niebo.
A gdy zamknęłam oczy, byłam nawet przez chwilę tak po prostu szczęśliwa. Przestałam myśleć, analizować, rozważać. Tak po prostu leżałam, a słońce otulało mnie ciepłym uściskiem.
Rozmawiałam, opowiadałam, słuchałam, milczałam, wzdychałam, pocieszałam, upominałam, marudziłam.
Wizja operacji skłania mnie do myślenia w stylu: "a jakby coś poszło nie tak to komuś będzie mnie brakowało??". An. skutecznie wybiła mi te myśli z głowy. Wszystko pójdzie "tak" i będę skakać jak młoda koza.

15 maja 2013

Jesienią

zeszłego roku zostałam zmuszona do zrobienia ze specjalizacji z zakresie kardiochirurgii i kardiologii. Wiosną tego roku przyszła kolej na neurochirurgię. Wzbogaciłam moje słownictwo o takie słowa jak: stenoza, wyrostki kolczaste, przepuklina, ekstruzja, traumatyzacja, włókna ruchowe i dyscectomia. A i tak mam wrażenie, że im więcej wiem, tym więcej nie wiem.
Chciałabym mieć pewność, że po tej drogocennej operacji wszystko będzie dobrze, będę biegać, brykać i zapomnę o bólu. Że nie będę jej żałować. Że nie powiem "a po co mi to było". Tylko, że takiej gwarancji nikt mi nie da. I nieważne ile przeczytam forów, ilu wysłucham zapewnień, że będzie dobrze i ile osób zapytam o radę to i tak wciąż ja muszę się zdecydować. Myślałam, że najtrudniej będzie w ogóle zdecydować się na operację. Ale to można zrobić, a jak się o tym powie kilka razy na głos to nawet głos się już tak nie łamie... I gdy się już myśli, że najtrudniejsza część za mną to okazuje się, że wcale nie. Słup jeden, ale metod operacji kilka i każdy neurochirurg zachwala swoją. A ja nie wiem. Po prostu nie wiem. A od tej decyzji może zależeć całe moje dalsze życie.

13 maja 2013

....

"A skoro wszystko lepiej wiesz,
Bo patrzysz na nas z lotu ptaka,
To powiedz czemu tak mi jest,
Że czasem tylko siąść i płakać?

Dziś czuję się jak mrówka,
Gdy czyjś but tratuje jej mrowisko
Czemu mi dałeś wiarę w cud,
A potem odebrałeś wszystko?"

07 maja 2013

(Kręgo)Słup

znowu w centrum uwagi. Bardzo drogiej uwagi. Ile książek mogłabym kupić, gdyby nie to centrum uwagi!;)
Urlop dokładnie za miesiąc. Mam tylko nadzieję, że uda mi się na te dwa tygodnie wyłączyć myślenie. I na chwilę ucichną te wszystkie "nie chcę""boję się""nie wiem""co mam zrobić". Poranki są coraz trudniejsze, coraz ciężej jest się uśmiechać i udawać. Nie cierpię poranków.
A wieczorami jeżdżę z Beatą Pawlikowską do Chin i chodzę po Wielkim Murze i odwiedzam chińskiego szamana. Jest coś magicznego w tej podróży.
A na dobranoc losuję dobrą myśl. Dzisiaj padło na:

Życie przez cały czas cię sprawdza
Codziennie podsuwa sytuacje, w których testuje Twoje myśli i zachowania
Z każdym takim egzaminem jesteś w innym miejscu albo dalej na drodze ku swojemu przeznaczeniu
albo w bok gdzieś na manowcach, na które sprowadza Cię własna bezradność*

Hm, brzmi jakoś tak.... prawdziwie. Tylko ja już tak bardzo mam dość tych prób i sprawdzianów...

*Beata Pawlikowska "Planeta Dobrych Myśli"

03 maja 2013

Przez

maturalne rozmowy z Dawidem śni mi się czasem matura i w moim śnie nigdy jej nie zdaję, więc budzę się przerażona. No bo skoro nie mam matury to i dyplom ukończenia studiów mi odbiorą, aaaa!;)  A potem to cudowne uczucie ulgi, że to tylko sen....
I tak się cieszę, że ja nie musiałam chodzić do gimnazjum, bo test po gimnazjum dla kogoś, kto nie znosił chemii, fizyki i biologii i zapominał wszystko zaraz po klasówce mógłby się okazać.. delikatnie mówiąc... trudny :D
Pracowałam tylko 3 lata w gimnazjum, ale z dzisiejszej perspektywy patrząc zastanawiam się, jak ja wytrzymałam tam 3 lata. Skąd brałam siły, by znosić chamstwo, brak szacunku, olewactwo i niezliczoną ilość przekleństw? Nie wiem, naprawdę nie wiem...
Ale ucieczka z gimnazjum to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu:)

30 kwietnia 2013

Najlepiej

decyzje podejmuje się sprzątając. No więc porządkuję i bezlitośnie wyrzucam. I mam ochotę wyrzucić wszystko. Tylko co to tak naprawdę zmieni? I tak nadal będę neurotyczką ze zrujnowanym zdrowiem. Ja się czasem dziwię, jak moi friendsi ze mną wytrzymują....

27 kwietnia 2013

Do

środy mam urlop. W związku z tym dzisiaj zaczęło mnie boleć gardło i jestem trochę pociągająca. Nie ma to jak chorować na wolnym:/

24 kwietnia 2013

Gdy

patrzę na moją kochaną babcię, myślę że starość jest straszna. Wcale nie wygląda jak w filmach, gdzie para staruszków trzyma się za ręce i przegląda album ze zdjęciami uśmiechając się do siebie czule. Dużo łatwiej jest się pogodzić z zniedołężnieniem ukochanej osoby niż z tym, że okropny potwór kawałek po kawałku kradnie jej pamięć, miesza we wspomnieniach i niszczy zdrowy rozsądek. A najgorsza jest świadomość, że nic można zrobić, żeby tego potwora powstrzymać... Czasami ciągłe szukanie schowanych przez babcię rzeczy, pieniędzy, dokumentów mnie irytuje, czasami śmieszy. Czasami się wściekam, bo przecież tyle razy mówiliśmy, żeby nie chowała, a czasem chce mi się płakać. Dziś szukałam 12 rolek papieru toaletowego. Sama myśl, że można skutecznie schować 12 rolek jest już zabawna, ale szukanie ich to jak szukanie igły w stogu siana, bo tak naprawdę mogą być.... wszędzie;) Ale się znalazły; były ukryte w bardzo oczywistych miejscach: w pościeli, pod ręcznikami, obok ryżu, w komodzie, w starej pralce w łazience.
Z niepokojem myślę o dniu, kiedy już nie będzie mogła mieszkać sama, a nawet zostawać sama w ciągu dnia.
Gdy zamykam oczy widzę, jak babcia trzyma mnie mocno za rękę i idziemy brzegiem morza zbierając muszelki. I jak po  koszmarnie długim spacerze piję w kawiarni herbatę ze spodeczka, a babcia mówi, że to magiczny napój tylko dla dzielnych wędrowników i sobie też nalewa na spodeczek;) I jeszcze gdy mam 9 lat i wymuszam na niej pewną obietnicę i jak ze łzami w oczach obiecuje mi, że nie pozwoli rodzicom nigdy więcej wysłać mnie do sanatorium. I rzeczywiście nie pozwala:)
Nie każdemu trafia się taka fajna babcia, jestem zdecydowaną szczęściarą:))) Tylko tak ciężko jest patrzeć jak kochana osoba  stopniowo znika a jej miejsce zajmuje uparta, drażliwa, chwilami obca kobieta.

17 kwietnia 2013

Ostatnio

nawiedzają mnie w snach pająki. Śni mi się, że wchodzą do mojego łóżka, robią pajęczyny nad moją głową i łażą i łażą i nagle są wszędzie. Nie cierpię tych snów.

08 kwietnia 2013

Brakuje

mi pomidorów, pachnących, cudnie czerwonych. I malin, tak, słodkich, rozpływających się w ustach. I jeszcze zieloniutkiego, świeżego ogórka. I rzodkiewki. I truskawek.
Tak już tęsknię za wiosną i latem na talerzu.

Gdy byłam mała mój dziadek miał działkę, a na tej działce małą szklarnię, a w niej rosły sobie pomidory. Gdy zamykam oczy jestem znowu małą dziewczynką, która niepewnie stąpa po ścieżce z desek biegnącej przez środek szklarni i biegnie do swojego krzaczka, nieporadnie zrywa pomidora i z ogromnym przejęciem wdycha jego zapach. A dziadek uśmiecha się i woła "Aśku, pod płotem zostawiłem Ci jeszcze poziomki". Nikt nigdy więcej mnie tak nie nazywał, a poziomki nigdy nie były tak pyszne jak wtedy.

05 kwietnia 2013

Gdy

serce zaczynało bić tak szybko, że jego pulsowanie czułam w uszach, ciało zamieniało  się w marmurowy blok skalny, którego nic nie było w stanie ruszyć, a układ oddechowy zapominał, co należy do jego zadań to znaczyło, że przyszedł. Nie zapraszałam go, ale odwiedzał mnie regularnie kilka razy w tygodniu nocą przez ponad pół roku. Lęk. Napad lęku, paniki. Przerażający i paraliżujący, irracjonalny i boleśnie rzeczywisty. Przez te wszystkie miesiące spałam z włączonym telewizorem i zapaloną lampką.  Potem chciałam już tylko, żeby cichutko w tle chodził telewizor  światłem ekranu rozpraszając mrok i posłusznie wyłączał się po dwóch godzinach, tak na wszelki wypadek. Taki rytuał. Przez dwa lata. Rytuał, z którego nie mogłam zrezygnować nawet gdy napady lęku znikły.  Właśnie z obawy, żeby nie wróciły.
Jakiś czas temu mój telewizor zrobił sobie wakacje a tym samym mój pieczołowicie i już zupełnie bezwiednie pielęgnowany przez tyle miesięcy rytuał stał się niemożliwy do wykonania. Początkowa lekka panika zamieniła się w ciekawość, jak to będzie zasypiać w ciemności i ciszy. A potem ulga, niewyobrażalna ulga, że ani cisza ani ciemność nie zabierają oddechu i koło ratunkowe nie jest potrzebne.

04 kwietnia 2013

Dzisiaj

zakochałam się w zakupach spożywczych online:)  Prosto, szybko i przyjemnie, a co najważniejsze: dostawa pod same drzwi! A właściwie za próg;) I wreszcie koniec z przechowywaniem wody w bagażniku auta i wynoszeniem po jednej butelce "przy okazji", bo słup wyraża protest już na samą myśl, że mogłabym mu dołożyć drugą i oczekiwać, że wniesie ją na II piętro.

22 marca 2013

Pod

maską mojego auta swój domek założyła kuna. Zgromadziła zapasy w zakamarkach; przyniosła piórka, żeby było przytulniej; poprzesuwała kable, żeby było wygodniej, a niektóre oskubała z osłonek, żeby kolorystycznie pasowały do wnętrza. Jutro okaże się, czy  jeszcze coś przemeblowała...

17 marca 2013

Nie

nadawałabym się na pielęgniarkę. Zdecydowanie nie. Zmienianie opatrunku tacie przyprawia mnie o dreszcze. A świadomość, że pod obojczykiem ma wszczepiony osobisty defibrylator a wychodząca z niego elektroda jest umieszczona w sercu, sprawia, że przyklejając plaster aż wstrzymuję oddech, żeby nic nie zepsuć. Mało to logiczne, bo jak niby miałabym zepsuć to cudo techniki przemywając ranę płynem odkażającym?

10 marca 2013

Jestem

za miękka. A zmysł empatii u mnie rozwinął się zdecydowanie za bardzo. I jeszcze naiwna jestem chyba też. Tak przynajmniej powiedziała wczoraj K. I chyba obiektywnie patrząc ma rację. Tylko, że ja inaczej nie potrafię. I wierzę nawet w niewiarygodne historie i bronię ich jak lwica, bo przecież opowiadający nie okłamałby mnie, żeby obudzić moją empatię i wyciągnąć ode mnie pieniądze. Mimo wyczynianych ostatnio głupot to przecież wciąż moja prawie siostra...

02 marca 2013

Od

jakiegoś czasu na pytanie "co słychać" odpowiadam "boli", ewentualnie "nie boli" w zależności od tego, jaki akurat dzień zafundował mi mój słup. I mam już dość tego, że wszystko kręci się wokół tego nieszczęsnego słupa, że wszystko zależy od niego - spacer, sprzątanie, spanie. Jakby nie było mnie tylko mój kręgosłup. Próbuję się nie poddawać, z opanowaniem opowiadam o możliwej operacji, plusach, minusach zabiegu. Chyba nawet większość wierzy w to opanowanie. Jestem przecież taka dzielna...

28 lutego 2013

Machina

poszła w ruch. Skierowanie do neurochirurga w kieszeni, lista the best of podana, namiary spisane. To pozostaje tylko dzwonić. Aaaaaa, boję się, aaaaaa.

27 lutego 2013

Martin Pollack "Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji" -

opowieść o potędze nadziei



„Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji” to poruszająca opowieść o Galicji końca XIX wieku. O marzeniach o lepszym życiu za Oceanem, o naiwności, a także podłości ludzkiej. Napisana w formie barwnego reportażu z wielką dbałością o fakty, zachowanie realiów i języka minionej epoki wciąga już od pierwszych stron.   
Martin Pollack - austriacki pisarz, dziennikarz i tłumacz – na podstawie archiwalnych materiałów opisał losy poddanych Franciszka Józefa żyjących w Galicji ponad 100 lat temu. Książka opatrzona jest licznymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. Szkoda tylko, że nie są właściwie w ogóle opisane.


„Cesarz Ameryki” porusza temat wielkiej emigracji z terenów Galicji sprzed ponad stu lat. Przedstawia losy Polaków, Żydów, Ukraińców, Słowaków i Niemców, którzy wyprzedają cały swój dobytek, by zdobyć pieniądze na bilet do Ziemi Obiecanej. Do raju, gdzie z otwartymi ramionami wita ich Statua Wolności jako Królowa Polski, gdzie ulice są wybrukowane złotem, i gdzie nikt nigdy nie zaznał biedy, a zgodę na ich przyjazd wydał sam Cesarz Ameryki. Taki bowiem obraz idyllicznego świata agenci emigracyjni roztaczają przed żyjącymi w nędzy i głodzie, niepiśmiennymi chłopami. Obraz życia jak z bajki, które jest na wyciągnięcie ręki - wystarczy „tylko” dostać się do Oświęcimia, tam zakupić bilet na statek, potem podróż pociągiem do Hamburga i… można rozpocząć nowe życie. Porzucają więc domy, rodziny i ruszają w drogę.  Cena jaką przyjdzie im zapłacić za tę łatwowierność jest bardzo wysoka.  Wielu ginie w kopalniach i hutach; inni rozczarowani tym „lepszym życiem” wracają do domu; reszta jak Mihaly Popovic żyje w biedzie większej niż w swoich rodzinnych Brutovcach. Sukces odnosili nieliczni.


Gdy sytuacja materialna w Galicji nie poprawia się, gorączka emigracyjna nasila się.  Ludzie borykają się głodem, epidemiami i bezrobociem. Statystyczny mężczyzna żyje zaledwie 27 lat, aż trudno to sobie dzisiaj wyobrazić. Kanada, Argentyna i Brazylia dołączają do upragnionych celów podróży. Ale i tam galicyjscy chłopi nie odnajdują raju. 

To nieustające pragnienie wyrwania się z nędzy wykorzystują bezwzględni handlarze „delikatnym mięsem” mamiąc młode kobiety wizją dobrze płatnej pracy w kawiarni czy w domu bogatej pani. Co czuje młodziutka Perla Salwer, gdy zamiast obiecanej posady pomocy kuchennej w Istambule zostaje sprzedana do domu publicznego?  Czy ma świadomość, że jej los był już przesądzony od chwili gdy wpadła w oko handlarzowi? Czy wie, że dla tych ludzi jest jedynie „workiem kartofli”, co najwyżej „dywanem ze Smyrny”? 
 Najbardziej wstrząsnęła mną historia „fabrykantek aniołków”, jak nazywano kobiety, którym zdesperowane matki za niewielką opłatą powierzały niemowlęta. Opieka nad dziećmi polegała na głodzeniu ich lub wystawianiu nagich na mróz. Łatwo zgadnąć jaki był cel tych zabiegów.

Przyznaję, że nim sięgnęłam po tę pozycję moja wiedza na temat Galicji ograniczała się właściwie do znajomości jej położenia. Późniejsza epoka czyli czas wojen  światowych jest nam dużo bliższy, bo oswojony przez liczne filmy i książki. A to przecież  tylko kilkanaście lat wcześniej.
W trakcie czytania tego reportażu przyszło mi do głowy pewne spostrzeżenie: pod koniec XIX wieku Oświęcim był dla tysięcy uciekinierów miastem nadziei, bo gdy udało im się tam dotrzeć, często z narażaniem życia, to największa przeszkoda w drodze do raju była już pokonana. A zaledwie kilkadziesiąt lat później Niemcy nadali temu miastu zupełnie inne znaczenie.

Martin Pollack potrafi opowiadać historie; nie mam co do tego żadnych wątpliwości. „Cesarza Ameryki” ciężko czytać bez emocji. Zwłaszcza, gdy  sobie uświadomimy, iż historia wciąż zatacza koło, bo przecież nasz świat też nie jest pozbawiony oszustów wykorzystujących naiwność zdesperowanych ludzi; marzenie o lepszym życiu w obcym kraju nadal wielu popycha do wyjazdu, a media co jakiś czas donoszą o handlu żywym towarem. 
"Cesarz Ameryki" to lektura nie tylko dla pasjonatów historii, co mógłby sugerować tytuł. To pozycja dla wszystkich czytelników lubiących dobrze opowiedziane historie prawdziwe.



 Recenzja bierze udział w konkursie „Czytanie: 802% normy” http://www.koobe.pl/121,a,konkurs-dla-blogerow.htm







24 lutego 2013

Podobno

prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Takie to banalne, wyświechtany zwrot. Możliwe, że będę miała okazję sprawdzić czy prawdziwy. Grozi mi pół roku uziemienia - tyle potrzebuje kręgosłup, żeby jako taki się pozbierać po operacji. Lubię zaszyć się z książką w domu, ale równie mocno lubię z niego wyjść do ludzi... Sześć miesięcy uziemienia z nakazem leżenia mnie przeraża. Pozostają odwiedziny przyjaciół. Oby jak najliczniejsze...

22 lutego 2013

Henning Mankell "Chińczyk",

czyli co łączy zimną Szwecję z odległym  Zhōngguó - Państwem Środka


Szwecja, rok 2006. Całym krajem wstrząsa bestialska zbrodnia odkryta w niewielkiej, zapomnianej przez świat wiosce. Z zimną krwią wymordowano niemal wszystkich mieszkańców.  Policja z Hudiksvall zaczyna dochodzenie.
W napięciu czekamy na dołączenie do grupy śledczej komisarza Kurta Wallendera, znanego z wcześniejszych powieści pisarza. Gdy śledztwo jest w toku,  a Wallender nadal się nie pojawia, trudno jest ukryć rozczarowanie. Komisarz Wallender był do tej pory znakiem rozpoznawczym prozy Henninga Mankella. Miejsce kultowego policjanta nieporadnie zajmuje detektyw Vivi Sundberg. Gdy śledztwo  utyka w martwym punkcie, sędzia Brigitta Roslin, której podejrzeń nikt w policji nie bierze na serio, rozpoczyna na własną rękę poszukiwania mordercy. Czemu tak się angażuje? Dokąd wiedzie trop? 
Odpowiedzi na te pytania znajdziemy na kolejnych stronach „Chińczyka”, zupełnie wyjątkowej powieści Henninga Mankella, niekwestionowanego mistrza intrygi. 


Akcja książki toczy się na wielu płaszczyznach, w wielu miejscach, a ilość retardacji wydaje się nie mieć końca. Jest więc historia z Nevady, gdzie pod koniec XIX wieku chińscy niewolnicy budują kolej żelazną. Pisarz zabiera nas do Chin, gdzie komunizm Mao ściera się z bezwzględnym chińskim kapitalizmem.  Wyruszamy do Afryki, gdzie obserwujemy rodzący się nowy chiński kolonializm. I wreszcie jest też Londyn z jego ciemnym światkiem Chinatown. 


Wprawdzie  jak wszystkie zbrodnie u Mankella tak i ta popełniona w Hesjovallen jest opisana po mistrzowsku - przerażająca, mroczna, naznaczona hektolitrami krwi – zdaje się być ona jednak jedynie tłem dla przedstawienia obrazu dawnych i dzisiejszych Chin. Powieść jest pełna rozległych opisów związanych z historią i sytuacją polityczną Państwa Środka, co może nudzić i irytować czytelników szukających w „Chińczyku” głównie kryminalnej intrygi. Ale to, co innych może drażnić, mnie – miłośniczkę szwedzkich kryminałów marzącą o podróży do Chin – oczarowało.  

„Chińczyk” to także historia Brigitty Roslin, kobiety w średnim wieku, przeżywającej kryzys, stojącej na rodrożu. O ile niektóre ze stopniowo pojawiających się postaci wydawały mi się nie do końca przemyślanych, to moim zdaniem portret psychologiczny sędzi Roslin to majstersztyk.  Natomiast zakończenie powieści rozczarowało mnie. Miałam nadzieję, że… Ale tego nie mogę przecież napisać, bo zepsułabym całą przyjemność czytania.


 „Chińczyk” nie jest typowym kryminałem, to raczej powieść z wątkami politycznymi, kryminalnymi, społecznymi i historycznymi napisana przez refleksyjnego obserwatora świata.  Wciąga tak bardzo, że wydaje nam się, że sami bierzemy udział w dochodzeniu. A ilość wątków mogłaby być podstawą dla kilku kolejnych książek.


Komu polecam tę książkę? Każdemu, kto lubi mroczne szwedzkie kryminały  i chętnie zagłębi się w przemyślenia nad naturą współczesnego świata.




 Recenzja bierze udział w konkursie „Czytanie: 802% normy” http://www.koobe.pl/121,a,konkurs-dla-blogerow.htm