27 lutego 2013

Martin Pollack "Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji" -

opowieść o potędze nadziei



„Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji” to poruszająca opowieść o Galicji końca XIX wieku. O marzeniach o lepszym życiu za Oceanem, o naiwności, a także podłości ludzkiej. Napisana w formie barwnego reportażu z wielką dbałością o fakty, zachowanie realiów i języka minionej epoki wciąga już od pierwszych stron.   
Martin Pollack - austriacki pisarz, dziennikarz i tłumacz – na podstawie archiwalnych materiałów opisał losy poddanych Franciszka Józefa żyjących w Galicji ponad 100 lat temu. Książka opatrzona jest licznymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. Szkoda tylko, że nie są właściwie w ogóle opisane.


„Cesarz Ameryki” porusza temat wielkiej emigracji z terenów Galicji sprzed ponad stu lat. Przedstawia losy Polaków, Żydów, Ukraińców, Słowaków i Niemców, którzy wyprzedają cały swój dobytek, by zdobyć pieniądze na bilet do Ziemi Obiecanej. Do raju, gdzie z otwartymi ramionami wita ich Statua Wolności jako Królowa Polski, gdzie ulice są wybrukowane złotem, i gdzie nikt nigdy nie zaznał biedy, a zgodę na ich przyjazd wydał sam Cesarz Ameryki. Taki bowiem obraz idyllicznego świata agenci emigracyjni roztaczają przed żyjącymi w nędzy i głodzie, niepiśmiennymi chłopami. Obraz życia jak z bajki, które jest na wyciągnięcie ręki - wystarczy „tylko” dostać się do Oświęcimia, tam zakupić bilet na statek, potem podróż pociągiem do Hamburga i… można rozpocząć nowe życie. Porzucają więc domy, rodziny i ruszają w drogę.  Cena jaką przyjdzie im zapłacić za tę łatwowierność jest bardzo wysoka.  Wielu ginie w kopalniach i hutach; inni rozczarowani tym „lepszym życiem” wracają do domu; reszta jak Mihaly Popovic żyje w biedzie większej niż w swoich rodzinnych Brutovcach. Sukces odnosili nieliczni.


Gdy sytuacja materialna w Galicji nie poprawia się, gorączka emigracyjna nasila się.  Ludzie borykają się głodem, epidemiami i bezrobociem. Statystyczny mężczyzna żyje zaledwie 27 lat, aż trudno to sobie dzisiaj wyobrazić. Kanada, Argentyna i Brazylia dołączają do upragnionych celów podróży. Ale i tam galicyjscy chłopi nie odnajdują raju. 

To nieustające pragnienie wyrwania się z nędzy wykorzystują bezwzględni handlarze „delikatnym mięsem” mamiąc młode kobiety wizją dobrze płatnej pracy w kawiarni czy w domu bogatej pani. Co czuje młodziutka Perla Salwer, gdy zamiast obiecanej posady pomocy kuchennej w Istambule zostaje sprzedana do domu publicznego?  Czy ma świadomość, że jej los był już przesądzony od chwili gdy wpadła w oko handlarzowi? Czy wie, że dla tych ludzi jest jedynie „workiem kartofli”, co najwyżej „dywanem ze Smyrny”? 
 Najbardziej wstrząsnęła mną historia „fabrykantek aniołków”, jak nazywano kobiety, którym zdesperowane matki za niewielką opłatą powierzały niemowlęta. Opieka nad dziećmi polegała na głodzeniu ich lub wystawianiu nagich na mróz. Łatwo zgadnąć jaki był cel tych zabiegów.

Przyznaję, że nim sięgnęłam po tę pozycję moja wiedza na temat Galicji ograniczała się właściwie do znajomości jej położenia. Późniejsza epoka czyli czas wojen  światowych jest nam dużo bliższy, bo oswojony przez liczne filmy i książki. A to przecież  tylko kilkanaście lat wcześniej.
W trakcie czytania tego reportażu przyszło mi do głowy pewne spostrzeżenie: pod koniec XIX wieku Oświęcim był dla tysięcy uciekinierów miastem nadziei, bo gdy udało im się tam dotrzeć, często z narażaniem życia, to największa przeszkoda w drodze do raju była już pokonana. A zaledwie kilkadziesiąt lat później Niemcy nadali temu miastu zupełnie inne znaczenie.

Martin Pollack potrafi opowiadać historie; nie mam co do tego żadnych wątpliwości. „Cesarza Ameryki” ciężko czytać bez emocji. Zwłaszcza, gdy  sobie uświadomimy, iż historia wciąż zatacza koło, bo przecież nasz świat też nie jest pozbawiony oszustów wykorzystujących naiwność zdesperowanych ludzi; marzenie o lepszym życiu w obcym kraju nadal wielu popycha do wyjazdu, a media co jakiś czas donoszą o handlu żywym towarem. 
"Cesarz Ameryki" to lektura nie tylko dla pasjonatów historii, co mógłby sugerować tytuł. To pozycja dla wszystkich czytelników lubiących dobrze opowiedziane historie prawdziwe.



 Recenzja bierze udział w konkursie „Czytanie: 802% normy” http://www.koobe.pl/121,a,konkurs-dla-blogerow.htm







3 komentarze:

  1. Anonimowy28/2/13 18:01

    Bardzo ciekawe! Na pewno warto poznać tą trochę zapomnianą epokę i ludzi - recenzja zachęcająca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy3/3/13 12:21

    Nieraz już wędrowałem po opisywanych terenach, zawsze wracał temat emigracji, wysiedlenia, biedy, wojny. Jako cmentarze, przydrożne krzyże, nieliczne tablice informujące o nieistniejących już wsiach. I teraz dochodzi motyw Ameryki przełomu XIX i XX wieku, tej pokazanej w "Zakazanym Imperium", z jednej strony tej wymarzonej, z drugiej strony tej prawdziwej. Zdjęcia, materiały archiwalne, nieopisane - wielka strata.

    OdpowiedzUsuń
  3. fajna recenzja Schmetterlingchen :):):):):):) przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń