10 marca 2014

Gdy

byłam mała większość weekendów i sporą część wakacji spędzałam u babci i dziadka. Nie mogłam się doczekać, kiedy rodzice mnie do nich zawiozą. Na środku dużego pokoju stał wielki stół a dookoła niego sześć krzeseł. Dziadek budował z nich dla mnie pociąg albo narzucał na nie koc i wyczarowywał wspaniałą komnatę. U siebie rzadko wychodziłam na pole pobawić się z dziećmi. Głównie dlatego, że zwykle udawało się im namówić mnie, żebym "wyniosła" (właśnie uświadomiłam sobie, jak to słowo śmiesznie brzmi) wózek, lalki, hulajnogę/rower, chińczyka, skakankę i jakąś inną zabawkę, a gdy się już znudziły zabawą to mówiły, że muszą iść do domu i mnie z tym wszystkim zostawiały. A ja zamiast krzyczeć, że są świnie i że mają mi pomóc zanieść te rzeczy do domu to zaczynałam płakać, a potem szlochając wołać "ma-mooo, maaa-mooo". U babci było inaczej. Blok na najstarszym osiedlu w Nowej Hucie, dużo zieleni, mieszkanie na parterze i najważniejsze: nie tylko ja przyjeżdżałam do babci na weekendy, no i były jeszcze dzieci mieszkające tam na stałe. Bawiliśmy się w podchody, berka, skakaliśmy w gumę, graliśmy we flirt i śpiewaliśmy do zdarcia gardeł huśtając się na konikach. W upalne dni chodziliśmy na lody Bambino i oblewaliśmy się wodą ze studni. Nie mogłam doczekać się tych spotkań. Kłóciliśmy się i godzili i uwielbiałam to. Pewnego lata R. powiedział mi na ucho, że jestem fajna, a ja pomyślałam, że sobie żartuje ze mnie i zrzuciłam go z ławki, na której siedzieliśmy. Później dał mi truskawkowego lizaka i zapytał, czy zagramy w paletki. Miał ciemne włosy, brązowe oczy, chodził po drzewach, miał poprawkę z geografii i umiał jeździć na deskorolce. Jednym słowem... ideał. A do tego powiedział, że jestem fajna. Ja jemu też powiedziałam, że jest fajny a tydzień później skończyły się wakacje i pojechaliśmy do domów. Przez kilka tygodni pisałam w pamiętniku A+R=NM czyli nieskończona miłość, ale gdy nadeszła zima, stwierdziłam, że to chyba nie jest miłość, a przynajmniej nie taka jak z Ani z Zielonego Wzgórza, a to był właściwie mój jedyny wzór. Po śmierci swojej babci R. zamieszkał w jej mieszkaniu. Czasami go widuję, kiedyś nawet zmienił mi oponę w aucie. Waży 100kg i ma małą łysinkę, ale oczy błyszczą mu tak jak tamtego lata. Reszty dzieciaków nie widziałam od lat. Ale gdy zamykam oczy, widzę jak piszcząc gonimy się na trawniku pod blokiem, a moja babcia rzuca nam cukierki przez okno.

1 komentarz: