18 grudnia 2012

Ostatnio

często narzekałam na problemy z koncentracją, na zapominanie. Każdy kiwał głową i mówił, że chyba nie jest aż tak źleeee....
Dzisiaj przeszłam samą siebie. Do autobusu wsiadłam z plecaczkiem, z autobusu wysiadłam bez. Pogratulować.




A potem bieg przez skwerek, błagalne stukanie w szybę stojącego na światłach autobusu. Pan kierowca otwiera drzwi i z niedowierzaniem słucha, jak mówię o zostawionym plecaku gdzieś w  między siedzeniami . Ścisk, tłok, ogólne poruszenie. Przez głośnik prosi pasażerów o rozglądnięcie się za zgubą i podanie jej do przodu. Dziesięć sekund później podawany z rąk do rąk wędruje wprost do mnie plecak. Pan kierowca z uśmiechem dodaje, że to taki świąteczny prezent od niego:) Jakbym mogła to bym go wyściskała z radości. Nie muszę chyba mówić jak wielką ulgę poczułam. W sumie  nie miałam tam nic ważnego, tylko dowód, prawo jazdy, kartę bankową, dowód rejestracyjny, 200zł... Takie tam drobiazgi.
Że gubię parasole to już zaakceptowałam, ale coś takiego????

1 komentarz:

  1. Nie, no. Nic ważnego tam nie miałaś, doprawdy. Uff, dobrze, że tak się skończyło.

    OdpowiedzUsuń