często narzekałam na problemy z koncentracją, na zapominanie. Każdy kiwał głową i mówił, że chyba nie jest aż tak źleeee....
Dzisiaj przeszłam samą siebie. Do autobusu wsiadłam z plecaczkiem, z autobusu wysiadłam bez. Pogratulować.
A potem bieg przez skwerek, błagalne stukanie w szybę stojącego na światłach autobusu. Pan kierowca otwiera drzwi i z niedowierzaniem słucha, jak mówię o zostawionym plecaku gdzieś w między siedzeniami . Ścisk, tłok, ogólne poruszenie. Przez głośnik prosi pasażerów o rozglądnięcie się za zgubą i podanie jej do przodu. Dziesięć sekund później podawany z rąk do rąk wędruje wprost do mnie plecak. Pan kierowca z uśmiechem dodaje, że to taki świąteczny prezent od niego:) Jakbym mogła to bym go wyściskała z radości. Nie muszę chyba mówić jak wielką ulgę poczułam. W sumie nie miałam tam nic ważnego, tylko dowód, prawo jazdy, kartę bankową, dowód rejestracyjny, 200zł... Takie tam drobiazgi.
Że gubię parasole to już zaakceptowałam, ale coś takiego????
Nie, no. Nic ważnego tam nie miałaś, doprawdy. Uff, dobrze, że tak się skończyło.
OdpowiedzUsuń